Klub Fachowca

Moja lista zainteresowań
Wyprawa na Rio Ebro

W połowie maja wybraliśmy się na słynną Rio Ebro na wyprawę zorganizowaną przez przewodnicywedkarscy.pl.


Nasza ekipa spotyka się na lotnisku Chopina. Jest trochę czasu, więc obserwując duży ruch na lotnisku dyskutujemy o rybach.




















W samolocie pozytywne zaskoczenie. Sebastian zarezerwował świetne miejsca- z dużą ilością miejsca na nogi.  Szybko się przydało, bo samolot został opóźniony o godzinę ze względu na zbyt duży tłok w powietrzu... Wreszcie ruszamy i po trzech godzinach lotu podchodzimy do lądowania w Barcelonie. Ale gdzie to lotnisko? Mgła jak w Londynie.



















Oprócz mgły, dużo chłodniej niż u nas! Idziemy wypożyczyć samochód i tu przykra niespodzianka. Nie zarezerwowaliśmy wcześniej a na miejscu cena dużo wyższa niż w internecie. Wreszcie pakujemy się i ruszamy w drogę ok. 280 km. Hiszpania wita nas ulewnym deszczem i silnym wiatrem. I tu od razu dobra rada. Lepiej skorzystać z transferu z bazy, bo ta nocna podróż była naprawdę męcząca- po całym dniu w podróży.


Padamy w łóżka i dopiero rano rozglądamy się po bazie. Kwatera bardzo komfortowa. Całość w drewnie + klima, trzy sypialnie + duże pomieszczenie wspólne z wyposażoną kuchnią. Nie trzeba nic więcej.























Na placu duży zapas łodzi, gotowych do zwodowania.


Przystań- ze względu na duże wahania poziomu wody, nie ma mowy o podestach.


Pogoda nie rozpieszcza, nadal zimno i silny wiatr, ale ruszamy spinningować.


Podziwiamy piękno otoczenia. Człowiek czuje się jakby płynął wzdłuż obrazu.























Docieramy do mostu znanego z dobrych efektów.


Niestety tego dnia nie notujemy ryb. Ja zaliczam tylko jedno sandaczowe pstryknięcie.


Po dwóch dniach prób ze spinningiem siadamy na karpiową zasiadkę. Nadal wieje solidnie.




















Sprzęt uzupełniamy w świetnie wyposażonym sklepie w Caspe. Również artykuły spożywcze można kupić w miasteczku np. w markecie "Orangutan".


Wieczorem z rezydentem bazy Adamem ruszamy na nocną zasiadkę sumową.


Po drodze Adam proponuje- macie ochotę na czereśnie? Dzwoni do właściciela- kumpla Hiszpana i po chwili objadamy się czereśniami.























Od kilku dni siedzi tu świetna ekipa z naszej bazy- mają już na koncie suma 180 cm i dwa mniejsze. Łowią też sporo karpi.


Wędki ustawione.























Nie czekamy długo i na mojej wędce gwałtowne branie! Niestety sum nie trafił dobrze. Nawet go nie poczułem...


Niestety więcej brań u nas nie było. Koledzy obok zaliczają suma 130 cm. Adam mówi, że niestety sum jest na spóźnionym tarle, stąd słabe efekty.


Kolegom karpie przestały brać. Wkrótce dowiedzieliśmy się dlaczego. Wiatr się uspokoił, słońce przygrzało a woda podniosła się do końca naszego pobytu o dobry metr. Zaczął się spektakl- tarło karpia. Na każdej płyciźnie kotłowały się cielska wielkich karpi. Wręcz można było ich dotknąć ręką. Niesamowity widok.


Niestety dla nas oznaczało to wędkarską klapę. Mimo tego nadal próbujmy łowić. Siadamy na karpie i sumy. Wyprawa całodobowa wymaga kupy sprzętu.


Cały artykuł na www.haczyk.pl 





Powrót